Dziś przedstawiamy kolejną list, który otrzymaliśmy na naszą skrzynkę mailową. Dziękujemy Wam za tak duży odzew. Te autentyczne doświadczenia naszych Czytelników najlepiej obrazują, jak dużym problemem jest woda o nieodpowiedniej jakości. Pora na historię Pani Bożeny.
Żelazo w wodzie – szokujący problem
Witam serdecznie. Piszę do Państwa, ponieważ chciałabym podzielić się z Wami swoją historią związaną z jakością wody. Już od dawna czytuję blog Pij Wodę i właśnie dzięki artykułom udało mi się zdobyć wiele cennych informacji. Rzuciło mi się w oczy, że czasem publikują Państwo listy czytelników. Może tym razem i mój znajdzie się na tapecie, ale do rzeczy.
Do tej pory byliśmy mieszczuchami i to z tych największych blokowisk. Mam już 54 lata, dzieci odchowane, z mężem zostaliśmy sami. Szczerze mówiąc mieliśmy już trochę dosyć miasta. Każdy w końcu potrzebuje trochę odetchnąć, a mi marzył się niewielki domek położony za dużą aglomeracją, otoczony lasami i łąkami.
Mąż popierał moją wizję, więc zaczęliśmy szukać nowego lokum. Szybko sprzedaliśmy stare mieszkanie i przeprowadziliśmy się na wieś. W zakupionej przez nas posiadłości nie było w ogóle mediów. Prąd można było założyć bez trudu, jednak nie opłacało się dociągać linii wodociągowej. Pozostała nam jedynie studnia.
Już wcześniej czytałam o tym, że wodę należy oddać do badania. Zaraz po przeprowadzce pobrałam próbkę, zamówiłam kuriera i przesłałam wodę do analizy. Na wyniki trzeba było trochę poczekać.
Pierwszy tydzień to był prawdziwy koszmar. Z kranu leciała bardziej rdza niż woda. Nie używaliśmy jej do picia, ale choćby do mycia rąk już tak – no nie było innego wyboru. Musiałam też wstawić pranie. Ku mojemu zdziwieniu wszystkie wyprane tkaniny miały na sobie miedziany osad. Do niczego się nie nadawały.
W końcu zadzwonił ekspert ze sklepu KrainaWody. Okazało się, że w wodzie ze studni na szczęście nie ma bakterii, jednak niestety jest żelazo i to dość sporo przekroczone. Jeśli chcemy korzystać z wody na co dzień, to po prostu należy je usunąć.
Żelazo, no cóż, nie ma wyboru, trzeba usunąć to trzeba, ale skąd się wzięło? Postanowiłam o to dopytać. Okazało się, że wiele osób korzystających z wody z własnego ujęcia ma ten sam problem, co my. Woda głębinowa nie jest w żaden sposób oczyszczana, a czasem dostaje się do niej żelazo, głównie w formie rozpuszczalnej i to naturalny proces.
W większości przypadków formę rozpuszczalną należy utlenić do nierozpuszczalnej. Wtedy już można spokojnie zastosować urządzenie filtracyjne ze złożem, na którym niechciane cząsteczki po prostu się zatrzymają. Nam polecono produkt polskiej marki Ecoperla – odżelaziacz wody Ecoperla Ironitower L. Dodatkowo poprosiliśmy o montaż.
Od czasu montażu odżelaziacza wody wszystko wróciło do normy. Woda jest naprawdę dobrej jakości. Można ją normalnie pić. Z taką wodą nie wstyd podawać kaw i herbat gościom. Nie zauważyłam też, aby gdziekolwiek występował osad.
Jesteśmy bardzo zadowoleni i wreszcie możemy całkowicie cieszyć się nowym miejscem i pięknem natury.
Uwaga na żelazo w wodzie z własnego ujęcia
Kłopot Pani Bożeny wcale nie jest odosobniony. Żelazo jest jednym z najpopularniejszych problemów występujących w wodzie studziennej. Czasem występuje w takiej ilości, że nie ma wpływu na zmiany organoleptyczne wody. U bohaterki dzisiejszego artykułu problem był dość poważny. Warto pamiętać, że norma to 0,2 mg Fe/l. Jeśli ta wartość zostanie przekroczona, warto zwrócić się po poradę do eksperta z branży uzdatniania wody.
Żelazo to spory problem w wodzie ze studni. Sama pamiętam jak jeszcze mieszkaliśmy na wsi. Takiej wody nie dało się pić. Dla zwierząt to też tak średnio do podawania. Jak jest naprawdę dużo żelaza to bez filtracji wody nie ma szans, żeby było ok. Tylko nie wolno oszczędzać na tym.
Mi żelazo najbardziej dało się we znaki w ogrodzie. W cząsteczkach żelaza było wszystko – trawa, chodnik, elewacja. Dopóki nie będzie odżelaziacza, o automatycznym systemie nawadniania nawet nie ma mowy.